środa, 15 czerwca 2011

Cudownie, zabrałam się za tworzenie nowego posta, nota bene pierwszego w tym roku i co? Oczywiście kończąc go pisać, musiało coś się stać z Internetem.. no i przepadł bezpowrotnie. Pewnie dlatego, że był słaby ;) Co tu dużo pisać. Postanowiłam wejść głębiej w wirtualny świat i podzielić się z nim moimi przemyśleniami i doświadczeniem na kilku płaszczyznach. Do tej pory ten blog był raczej śmietnikiem moich myśli i tak się składa, że nadal takim pozostanie a co:). Chcę tu zamieszczać wszystko to, co wydaje mi się w jakiś tam sposób metafizyczne, co mnie porusza i co mnie charakteryzuję. Dlatego, przeglądając moje stare zapiski, już na przyżółkłych kartkach, postanowiłam, że nie będę robić jak Emily Brontë (oczywiście, z którą się nie porównuję, bo nie jestem przecież pisarką), która chowała wszystkie swoje myśli do szuflady. Dlatego na sam koniec tego postu, zamieszczę słowa, które powstały dawno temu pod wpływem pewnej sztuki, kiedy zaczęła się moja wielka tęsknota za magią teatru. Był to uliczny spektakl „Pasażer” wystawiany na Festiwalu Malta w Poznaniu, chyba w 2006 roku.

Właściwie to pojawiłam się tu znowu, bo urodził się we mnie pewien pomysł. Mam zamiar założyć kolejnego bloga, takiego już o „czymś” ;) Sporo trochę podróżowałam i dlatego chciałabym się podzielić tym wszystkim co zapadło mi gdzieś głęboko w pamięć. Interesuje mnie bardzo różnorodność kulturowa, właściwie wszystko co jest z nią związane, czyli ludzie, ich zwyczaje, polityka, etniczność, sposób życia. Zawsze mnie fascynowało to, że ludzie są tak cudownie kreatywni i każdemu miejscu na świecie potrafią nadać swój niepowtarzalny charakter. Chce pisać o tym wszystkim, co widziałam i czego się nauczyłam. Będą to mocno przyprawione historię, z domieszką Orientu i z zapachem blinów, bo oczywiście o kulinarnych kwestiach wręcz muszę wspomnieć, bo zawsze gdziekolwiek bym się nie znalazła, staram się dotrzeć do regionalnych przysmaków. W podróżowaniu smak, jak dla mnie, dopełnia obraz nowego miejsca, nadaje mu niepowtarzalny charakter. I to właśnie w podróżowaniu lubię najbardziej! :)


A teraz obiecany tekst. Nie jest on niczym niezwykłym, jest raczej takim małym powrotem do tego minionego zachwytu.

Życie jest jak nieoszlifowany diament. To od Ciebie zależy, jaką postawę przyjmiesz w stosunku do niego. Możesz zostać Jubilerem, który w profesjonalny sposób przetworzy niekształtną bryłę, w coś harmonijnego, kształtnego. Albo możesz być Posiadaczem. I tu zaczynają się schody, bo wyróżniamy kilka rodzajów Posiadaczy. Otóż:
Posiadacz pierwszy:
- wymagający klient w sklepie.
Posiadacz drugi:
- złodziejaszek
Posiadacz trzeci:
- nucza
Zacznę może od Posiadacza drugiego, gdyż znacznie prościej można wyrazić charakter takiej postaci, w sumie carpe diem. Kradnie każdy dzień, nie wierząc do końca jutrzejszemu dniu.
Co do nuczy, to co tu dużo pisać, on po prostu jest Jakutem :) Tu zostawiam pole do wyobraźni.
Trzeciego Posiadacza zostawiłam, na sam koniec, gdyż łączy on w sobie wiele cech, niekiedy sprzecznych ze sobą, że aż się zastanawiam czy aby nie stworzyć odrębnych kategorii dla takiego Posiadacza.
Jest on wymagający czy może niezdecydowany? Jedno jest pewne przedstawienie nie może się odbyć bez niego!
Tylko, że czy bez postaci klienta, prawda nie byłaby lepsza? Ulepszona prawda. Super produkt, idealnie nadający się do masowej sprzedaży. Czy może to gorsze niż kłamstwo? Bo kłamstwo jest kłamstwem, nieprawdą. Wszystko jest wtedy jasne, czarne albo białe. Jest prawda i kłamstwo. Natomiast tu jest ulepszona prawda, „superprawda”, czyli prawda ulepszona kłamstwem, niewidocznym gołym okiem, zamaskowana.. Patrzę na kogoś i zastanawiam się ile ma w sobie kolorowych masek. Czasami zdumiewa mnie wyczucie stylu, na przykład maska pod kolor butów, ludzie są genialni!

poniedziałek, 8 marca 2010

Czego więcej w wieloetniczności? Problemów czy może korzyści? Recenzja Turkmeńskiego filmu Usmana Saparova - Mały aniołku, uczyń mnie szczęśliwym

Little Angel, Make Me Happy - tytuł tego filmu po jego obejrzeniu nabiera mocnego wyrazu. Przypomina o osamotnionych dzieciach z nadzieją spoglądających w górę, modlących się o przybycie małego aniołka do wielkiego ptasiego gniazda, powieszonego naprzeciw ich pustego już domu. Jest to wyraz ich ostatniej nadziei i dziecięcej wiary niczym nie zmąconej. Nie da się przejść obojętnie obok takiego kina. Niektórych może dziwić, że turkmeński film może tak poruszyć. Mnie to nie dziwi, w końcu siła tkwi w różnorodności. Ten film pokazuje dobitnie, że czasem warto sięgnąć do innej szufladki niż zawsze.

Jest to opowieść o tragicznej historii małego chłopca o imieniu Georg, którego praktycznie cała rodzina została wywieziona na Syberię, do obozu pracy. Jego rodzinna miejscowość znajdowała się gdzieś daleko na wypalonej słońcem ziemi Turkmenistanu. Niektórych może dziwić, co robi dziecko o błękitnych oczach i jasnych włosach, mówiące po niemiecku, na stepie pośród Turkmenów. Szczerze mówiąc mnie samą to zszokowało, oczywiście słyszałam o kolonizacji niemieckiej w Polsce, także w Rosji, ale Turkmenistan to niezwykle ciekawa informacja. Okazuję się, że Azję Środkową zamieszkują potomkowie niemieckich kolonizatorów, przybyłych do Rosji na zaproszenie Katarzyny II w XVIII w. Caryca chciała stworzyć strefę buforową pomiędzy Rosjanami a Nomadami ze wschodu, dlatego też wydała manifest, w którym zapraszała Europejczyków do Rosji, gwarantując im zachowanie swojego języka i kultury. Na zaproszenie szczególnie licznie opowiedzieli się Niemcy, ze względu na złe warunki życia w ich ojczystych stronach. Zajęli głównie tereny wzdłuż rzeki Wołgi w rejonie południowej Rosji. Po rewolucji październikowej została na tych terenach utworzona Niemiecka Nadwołżańska Autonomiczna Socjalistyczna Republika Radziecka. Jednak po napadzie Niemiec na Rosję w czasie II wojny światowej, Stalin zaczął się obawiać, że rosyjscy Niemcy zaczną współpracować z Hitlerem, dlatego też zarządził natychmiastowe przeniesienie Niemców zarówno tych z nad Wołgi jak i z innych obszarów gdzie występowało ich osadnictwo, do Kazachstanu albo na Syberię do obozów pracy.

W tym momencie historii zaczyna się opowieść o małej wiosce niemieckiej położonej na suchych stepach Turkmenistanu, wtedy jeszcze w ZSRR. Na oczach małego chłopca Georga zostaje wywieziona jego cała rodzina. Tylko gdzie? Tego on nie wie.. widzi tylko roztrzęsioną matkę i ojca jak pomału oddalają się na wozie. Tym sposobem, ukrywając się przed czerwonoarmistami, zostaje praktycznie sam w na pół wyludnionej wiosce. Nie rozumie co się wokół niego dzieje, dlaczego nagle stał się tym gorszym, bo ma jasne włosy i mówi po niemiecku. Dlaczego nazywają go wrogiem narodu i nie pozwalają nawet na pomoc przy pogrzebie innego chłopca, którym Georg się opiekował. Dzieci zostały praktycznie bez żadnej opieki, jedzenie zdobywały uczestnicząc w pogrzebach Turkmenów, licząc że za modlitwę dostaną łyżkę kaszy. Reżyser Usman Saparov jak sam mówi chciał opowiedzieć tę historię oczyma dziecka, pokazać jego logikę, jego emocjonalny obraz rzeczywistości. Dzieci biorą świat takim jakim go widzą, nie mają świadomości, że dzieje się tragedia, tylko obserwują. Jednak mają ogromną siłę do przetrwania, nawet w najtrudniejszych warunkach. Mały Georg mimo wszystkich strasznych wydarzeń które przeszedł, zachował swoją dziecięca wrażliwość duszy, nadal wierzył w maleńkiego aniołka z dziecięcej modlitwy, który przybędzie i zdziała cuda.
Reżyser poruszył jeszcze jedną ważną rzecz, która jemu jako Tatarowi pochodzącemu z Turkmenistanu nie jest obca. Otóż problem wielonarodowości, problem ojczyzny, wynarodowienia, ale jednocześnie poczucia ogromnej więzi kulturowej z dawną nieznana już ojczyzną. I co najważniejsze, Saparov pokazuje, że w normalnym życiu tak naprawdę nie ma takiego problemu. Ludzie żyjący obok siebie, niezależnie jakby wyglądali i czym by się zajmowali, potrafią się porozumieć, a różnorodność może przynieść korzyści dla obu stron. Tak jak mały Georg, który przyjaźni się z turkmeńskim chłopcem, albo starzec Nepes-Aga, dla którego nie ma różnicy między ludźmi i każdemu należny jest szacunek, zwłaszcza w obliczu śmierci. Turkmeni i Niemcy Potrafili przez lata żyć ze sobą w zgodzie i gdyby nie władza dalej tak by było.
Film został nakręcony 1992 roku. Jako pierwszy z terenów byłego ZSRR, pokazuje zupełnie inny obraz Niemców. Dotychczas pokazywano ich tylko z perspektywy II wojny światowej, jako faszystów, tych złych, tych przez których świat cierpiał. Natomiast w filmie są tymi, którzy cierpią przez radzieckie rozkazy, są głodnymi dziećmi pozbawionymi rodziców. Jest to naprawdę genialnie pokazane. Nic w życiu nie jest oczywiste, ani też czarne albo białe. Trzeba patrzeć na ludzi nie przez to jaka nacją są, tylko po prostu jak na normalnego człowieka. Film w tej kwestii jest bardzo wymowny, wręcz szczery do bólu, aż można się dziwić, że w ogóle pozwolono mu powstać. Dla mnie film jest jednym, z lepszych, które widziałam, praktycznie pod każdym względem: narracji, zdjęć, scenariusza, aktorów, kontekstu kulturowego. Tworzy jedna całość głośno mówiącą o bezsensowności podziałów i walk wszelkiego rodzaju, ale też o ogromnej sile małego człowieka – dziecka.

środa, 10 lutego 2010

Julian Tuwim

Przy Okrągłym Stole

/ Du holde Kunst, in wievel grauen Stunden /

A może byśmy tak, jedyna,
Wpadli na dzień do Tomaszowa?
Może tam jeszcze zmierzchem złotym
Ta sama cisza trwa wrześniowa...

W tym białym domu, w tym pokoju,
Gdzie cudze meble postawiono,
Musimy skończyć naszą dawną
Rozmowę smutnie nie skończoną.

Do dzisiaj przy okrągłym stole
Siedzimy martwo, jak zaklęci!
Kto odczaruje nas? Kto wyrwie
Z nieubłaganej niepamięci?

Jeszcze mi ciągle z jasnych oczu
Spływa do warg kropelka słona,
A ty mi nic nie odpowiadasz
I jesz zielone winogrona.

Jeszcze ci wciąż spojrzeniem śpiewam:
" Du holde Kunst"... i serce pęka!
I musze jechać... wiec mnie żegnasz,
Lecz nie drży w dłoni mej twa ręka.

I wyjechałem, zostawiłem
Jak sen urwała się rozmowa,
Błogosławiłem, przeklinałem
" Du holde Kunst! Więc tak? Bez słowa?"

Ten biały dom, ten pokój martwy
Do dziś się dziwi, nie rozumie...
Wstawili ludzie cudze meble
I wychodzili stąd w zadumie...

A przecież wszystko - tam zostało!
Nawet trwa cisza ta wrześniowa...
Więc może byśmy tak, najmilsza,
Wpadli na dzień do Tomaszowa?...

I wspaniała interpretacja Ewy Demarczyk
http://www.youtube.com/watch?v=X4WWccQjDOc

poniedziałek, 8 lutego 2010

A tourist in the waking world, never quite awake

Ostatnimi czasy mój faworyt.

http://www.youtube.com/watch?v=Da6bBKLPEGg

Florence and the Machine - Blinding

Seems that I have been held, in some dreaming state
A tourist in the waking world, never quite awake
No kiss, no gentle word could wake me from this slumber
Until I realize that it was you who held me under

Felt it in my fist, in my feet, in the hollows of my eyelids
Shaking through my skull, through my spine and down through my ribs

No more dreaming of the dead as if death itself was undone
No more calling like a crow for a boy, for a body in the garden
No more dreaming like a girl so in love, so in love
No more dreaming like a girl so in love, so in love
No more dreaming like a girl so in love with the wrong world

And I could hear the thunder and see the lightning crack
All around the world was waking, I never could go back
Cos all the walls of dreaming, they were torn right open
And finally it seemed that the spell was broken

And all my bones began to shake, my eyes flew open
And all my bones began to shake, my eyes flew open

No more dreaming of the dead as if death itself was undone
No more calling like a crow for a boy, for a body in the garden
No more dreaming like a girl so in love, so in love
No more dreaming like a girl so in love, so in love
No more dreaming like a girl so in love with the wrong world

Snow White's stitching up the circuitboards
Someone's slipping through the hidden door
Snow White's stitching up the circuitboard

No more dreaming of the dead as if death itself was undone
No more calling like a crow for a boy, for a body in the garden
No more dreaming like a girl so in love, so in love
No more dreaming like a girl so in love, so in love
No more dreaming like a girl so in love with the wrong world

Snow White's stitching up the circuitboards
Someone's slipping through the hidden door
Snow White's stitching up the circuitboard
Someone's slipping through the hidden door

sobota, 6 lutego 2010

Wolność

"Poszukiwacze prawd dlatego bywają wyklęci przez społeczeństwo, w którego obiektywnym interesie działają, że wraz z prawdą ofiarowują mu wolność; a wolność burzy spokój i zmusza do wzięcia na siebie odpowiedzialności."
Stanisław Barańczak
"Etyka i poetyka"


Smutne, ale jakże prawdziwe spostrzeżenie. Lepiej mniej wiedzieć, mniej słyszeć i w konsekwencji tego, mniej czuć. Wolność to odpowiedzialność, czasami zbyt ciężka do udźwignięcia. Autor cytatu, pisząc te słowa miał na myśli walkę z systemem. Stawiał się w roli poszukiwacza prawdy w PRL-owskiej Polsce, gdzie tylko nieliczni nie są obojętni na to, co się wokół nich dzieje, mają odwagę ryzykować całym swoim życiem w imię prawdy - wolności. Pytanie czy my też potrafilibyśmy zaryzykować?